Rudzka Góra pokonana!
Sobota, 3 grudnia 2016 roku. Szwagierka została z córką. Miałem godzinę żeby się wyrwać i porkęcić na dwóch kółkach. Padło na Rudzką Górę – jest stosunkowo blisko i nie muszę pedałować asfaltem. Było trochę wilgotno więc zabrałem Konana (Kona Kikapu). Po krótkiej dojazdówce dotarłem na miejsce. Niestety miałem ograniczony czas gdyż dostałem informację o szalejącej Biance. Udało mi się pokonać zjazd, na którym wcześniej poległem… Zawdzięczam to w dużej mierze obniżanej sztycy (tzw. winda) i 150 mm z przodu (ostatni nabytek – tzw. czarnuch). Kona zmieniła znacznie swoją geometrię, poprawiając się znacząco na zjeździe.
Film: