IV Truskawkowy Wyścig Szosowy
Po raz pierwszy z kolegą Adamem stanęliśmy na starcie IV Truskawkowego Wyścigu Szosowego w Buczku… Plan był prosty: pojechać 35 km od Łodzi autem, wystartować i wrócić. Czas jak zwykle miałem ograniczony ponieważ mój Syn miał zakończenie przedszkola i tańczył poloneza! 😀 Po rozpakowaniu się na miejscu i uiszczeniu opłaty startowej pojawił się problem… Maiłem z tyłu kapcia! (ten kamyczek którego ostatnio wyciągałem z szytki był przysłowiowym gwoździem do trumny) Nikt z zawodników nie miał niestety mleczka uszczelniającego ale jeden zawodnik z Alpiny (sklep rowerowy – Pabianice) pożyczył mi koło! Dosłownie na 15 min przed startem udało mi się powrócić na linie startu. Gdy rozpoczął się wyścig prędkość zaczynała wariować – 40-45km/h a peleton dopiero się rozpędzał!!! Wystarczył jednak jeden ostry zakręt i nieszczęście gotowe! W środku grupy ktoś podobno załapał piasek i zrobił się wilki crash. Ja z kumplem cudem uniknęliśmy zderzenia wpadając na trawę… Peleton porwał się na dwie części. Początkowo chciałem ich gonić co zwiększyło prędkość do 50-55 km/h. Zapału starczyło na minutę takiej szaleńczej jazdy i dogoniłem grupkę dwóch kolarzy. Na zmianach już doścignęliśmy kolejnych trzech. Dalej nikt nie chciał rwać tempa i reszta peletonu z Adamem doszła nas po kilkunastu minutach. W składzie ok 20 osób staraliśmy się utrzymać jak najlepsze tempo. Niestety część ludzi nie wychodziła na zmiany lub robiła to tragicznie: rwane tempo, zmiana toru jazdy nie wróżyło nic dobrego… Na dwa km przed metą ktoś zepchnął mnie w trawę! Było to o tyle niebezpieczne że każdy chciał zająć jak najlepszą pozycję a mi znów cudem udało się przelecieć przez piaskowy dojazd do posesji… Czas 1:24 na odcinku 52 km nie wygląda blado. Tym bardziej, że w generalce zająłem 47 miejsce na 98 zawodników i 15 na 31 w swojej kategorii M3.
Crash na początku wyścigu:
I cały przejazd: